Zacznę od TLDR Do Miasto na Marsie. To w zasadzie 400 stron „no cóż, właściwie…”, ale bez zdradzania, jest w nim spora dawka humoru i mnóstwo szczegółów. Kelly i Zach Weinersmith zaczynali od entuzjastów osadnictwa kosmicznego. Myśleli, że napiszą beztroską książkę o tym, jak wspaniale byłoby wszystko na Marsie, Księżycu lub stacji kosmicznej. Na nieszczęście dla rodziny Weinersmithów już zadają pytania typu: „Jak dokładnie to mogłoby działać?” Oprócz rakiet (tzn. części dotyczącej dostępu do przestrzeni kosmicznej) odpowiedziami były przeważnie optymistyczne machanie rękami zmieszane z pozorną ideologią Nowego Przeznaczenia, która mogła dać do myślenia Andrew Jacksonowi.
Weiner Smiths zaczyna się od biologii człowieka i psychologii, następnie przechodzi przez technologię, prawo i przetrwanie populacji, a kończy swego rodzaju wezwaniem do działania. W każdej z tych sekcji Weiner-Smithowie zadają pytania takie jak: Czy możemy prosperować w kosmosie? Rozmnażać się w kosmosie? Tworzenie siedlisk w kosmosie? Podróż przez wszystkie nieznane rzeczy w rzeczywistości jest szokująca. Nikt nie zaszedł w ciążę w warunkach mikrograwitacji i żaden zarodek nie rozwinął się w mikrograwitacji, więc po prostu nie wiemy, czy istnieje problem. Astronauci cierpią z powodu utraty kości i mięśni i nikt nie wie, jak to działa na dłuższą metę. Co ważniejsze, czy naprawdę chcemy to rozgryźć, wysyłając kilka tysięcy ludzi na Marsa i mając nadzieję, że wszystko się ułoży?
Do tego dochodzą problemy związane z budową domu i recyklingiem. Byłem zszokowany, gdy dowiedziałem się, że tak naprawdę nikt nie wie, jak zbudować długoterminową osadę zdatną do zamieszkania ani na Księżycu, ani na Marsie. Tak, istnieje wiele ręcznie utwardzanych pomysłów na temat rur lawowych i zbroi skalnej. Ale szczegóły są po prostu tam… nie tam. Przypomina mi to ciemne dni Europy, kiedy zakładała kolonie na ziemiach innych ludzi. Historie o tym, jak nieprzygotowani byli osadnicy, są smutne, zabawne i przezabawne Wielokrotny. A teraz już wiemy, że planujemy co najmniej jeszcze jedną kontynuację.
Nawet prawo kosmiczne podlega mikroskopowi Weinsmitha. Z pewnością nie zdawałem sobie sprawy z zakresu prawa dotyczącego przestrzeni. Ale istnieje i ma wiele do powiedzenia na temat tego, co można, a czego nie można zrobić w kosmosie. Weinersmithowie odkryli, że większość entuzjastów kolonizacji kosmosu w taki czy inny sposób wierzyła, że te prawa ich nie dotyczą lub że istnieje jakaś luka, którą można wykorzystać. Co gorsza, zdają się wierzyć, że taki wyzysk będzie pozbawiony konsekwencji. Jest oczywiste, że państwa posiadające broń nuklearną nie zareagują negatywnie na żądanie przez zwykłych obywateli dużych ilości przestrzeni kosmicznej.
Weinersmithowie traktują wszystkich swoich ekspertów z życzliwością. Ale szczerze mówiąc, czytając między wierszami, przez społeczność osadników kosmicznych przebija się gruba smuga libertarianizmu. Z punktu widzenia tych ekspertów potrzebny jest im naprawdę duży teleskop, aby zobaczyć rzeczywistość. Zakłada się na przykład, że przestrzeń położy kres niedoborom… Jednak każde siedlisko w przestrzeni kosmicznej będzie naturalnie miało tylko jedno źródło pożywienia, wody i, co ważniejsze, tlenu, co spowoduje (i być może sztuczny) niedobór. Pomysł wydaje się być taki, że wszyscy polecą w kosmos dla zysku, z wyjątkiem artykułów niezbędnych do życia, gdzie wszyscy będziemy się troszczyć i dzielić. Magiczne myślenie staje się jaśniejsze, gdy zdasz sobie sprawę, że uważa się, że skonfrontowanie się z ogromem kosmosu uczyni ludzkość niezwykle altruistyczną, a jednocześnie pozostanie dobrym kapitalistą. Wątpię, czy taka filozofia sprawdzi się u kogokolwiek zaangażowanego.
W bardziej realistycznym ujęciu funkcjonowania społeczeństw, gdy istnieje tylko jedno źródło niezbędnych do życia elementów, Weinersmithowie czerpią z doświadczeń (zarówno pozytywnych, jak i negatywnych) miast korporacyjnych. Nie było wcale tak źle: niektóre miasta korporacyjne były wyjątkowo dobrze zarządzane i sprawiedliwe, inne zaś można było uznać za sanktuaria dyktatur. Nie ma powodu, mówi Al Weinersmith, sądzić, że nie zobaczymy tego samego w kosmosie, a dodatkową korzyścią będzie brak możliwości ucieczki z miast firmowych.
Nawet pomysł, że inne zasoby, takie jak rudy, nie będą rzadkie, jest zbyt optymistyczny. Nikt nie wie, czy można zarobić na wydobywaniu asteroid. Księżyc nie ma w sobie nic wartościowego. I czy naprawdę chcesz stworzyć bandę głodnych, niezadowolonych górników, którzy jednocześnie potrafią ciskać w ziemię bardzo duże kamienie?
Miasto na Marsie Kończy się swoistym wezwaniem do działania. Chodzi o to, że mamy małą stację kosmiczną i jesteśmy w stanie zbudować na Ziemi wiele obiektów eksperymentalnych, w których możemy zbadać pewne problemy praktyczne. Opanujmy biologię i inżynierię, zanim wyślemy ludzi na Marsa. Pracując nad technologią, należy doprecyzować prawo, abyśmy jeśli (lub kiedy) osiedlimy się gdzie indziej, robili to w sposób, który nie rozpocznie wojny między wściekłymi narodami za pomocą broni nuklearnej.
Myślę, że o to właśnie chodzi Miasto na Marsie Odkryliśmy, że jedyny wyraźny dowód na to, jak przestrzeń wpływa na człowieka, jest mocno obciążony przeciwko Pójście. Równowagę tę można zmienić, podejmując pracę nad znalezieniem odpowiedzi na niektóre pytania postawione w książce. Zwolnienie grupy osób w celu uzyskania odpowiedzi wydaje się jednak wątpliwe z etycznego punktu widzenia. Może więc zajmij się tym wcześniej?
„Nagradzany beeraholik. Fan Twittera. Podróżnik. Miłośnik jedzenia.